środa, 31 lipca 2013

Knedle ze śliwkami

P. tak się nabiadolił przy obieraniu ziemniaków, przy okazji wywlekając mi historię, którą wyparłam ze swojej pamięci jak to "kiedyś też się tak naobierał, a ja dodałam do kopytek za mało mąki, wszystkie się rozpadły i nawet pies ich nie chciał", że cała w stresie sypałam do ziemniaków zwykłą mąkę, skrobię ziemniaczaną i kaszę manną, aż P. rzucił się taki biceps od ubijania ziemniaków z tymi mąkami, że uznałam że chyba wystarczy.
Na knedle zaproszona była K. z M., który ze smutku, że to nie pyzy z mięsem, tylko knedle ze śliwkami, wyjadł nam z lodówki wszystkie kabanosy i pół durszlaka surowego szpinaku.
Zobowiązałam się następnym razem zrobić pyzy, albo kartacze, choć nie mam pojęcia jak się do tego zabrać.

Ale na razie o knedlach. Wyszły dobre, chociaż ja też nie jestem fanką pierogów i innych takich wyrobów z owocami. Niestety z obawy, że się rozpadną, nie kontrolowałam ilości sypkich produktów, które dodałam, ani nawet nie wiem ile ważyły ziemniaki, wiem natomiast, że w książce kucharskiej Jacka Kuronia (do której zaglądam, kiedy chcę zrobić coś w stylu "jak u mamy") jest napisane, że na 1 kg obranych i ugotowanych ziemniaków, daje się 300 g maki i 1 jajko.
Ja dodałam jeszcze skrobię (jakoś lepiej mi ona brzmi, niż mąka :) ) i kaszę manną. O kaszy przeczytałam wczoraj gdzieś w internecie, że ciasto jest od niej bardziej puszyste.

Zrobiłam 45 knedli, co pretenduje mnie do miana Gospodyni Domowej :D

Zjedliśmy z jogurtem naturalnym, miodem i cynamonem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz