P. GOTUJE
Od niedawna mamy z P. taką cichą umowę, że jednego weekendowego dnia robi śniadanie On, a jednego ja.
Każde z nas zaczyna opracowywać plan działania już koło czwartku, oczywiście żadne się do tego nie przyzna, ale każde chce przyćmić kunsztem kulinarnym to drugie i każde trzyma w tajemnicy swój pomysł.
W weekend pojechaliśmy na działkę i w sobotę na śniadanie dostałam:
- jajko w koszulce
- najlepszy razowy chleb, o którym wspominałam już tutaj
- ser brie
- wędzonego łososia
- pomidory malinowe z cebulką
Prosto, sielsko i chillowo :)
Jeśli natomiast chodzi o moje popisy śniadaniowe, niestety nie wszystko poszło zgodnie z planem, już przy punkcie pierwszym (sok wyciskany z pomarańczy) rozcięłam sobie palec w sposób nawet jak na mnie dość spektakularny, myślałam że krew wypływa z ran zgodnie z biciem serca tylko na filmach, okazuje się, że domowym sposobem, też można zapewnić sobie podobne doznania. Także niedzielne śniadanie zrobiłam trochę jedną ręką, a trochę rękami P., który dzielnie znosił robienie guacamole i dłubanie w pomidorze, celem pozbawienia go pestek.
Palec okazałam konsylium złożonym z doktórki Izy i Michała z Bronco, którzy zgodnie orzekli, że powinno się to zszyć, ale teraz to już za późno.
Dokumentacji zdjęciowej brak, chyba że kogoś interesuje zdjęcie mojej rany ciętej na tle przemoczonych krwią ręczników papierowych. Albo czerwonego wina, które zaczęłam pić jeszcze przed śniadaniem, na konto odbudowywania utraconych czerwonych krwinek..
Dla rozluźnienia atmosfery, zdjęcie efektów naszych prawie godzinnych zbiorów, średnio to imponujące, ale jak się okazało P. był pierwszy raz w życiu na jagodach, więc jak na inicjację i tak jest nieźle.
Pyszne śniadanko:) jednak u mnie zawsze na I - owsianka wypasiona:)
OdpowiedzUsuńU nas owsianka też bywa grana, ale faceta nie łatwo nią zadowolić ;)
OdpowiedzUsuń